Opuszczamy słoneczne brzegi Algarve i jedziemy do Lizbony. Na pokonanie około 300 km. potrzebujemy trzech dni. Jadąc wzdłuż zachodniego wybrzeża Alentejo, widzimy różnicę tego rozległego regionu. Na wschód od linii brzegowej rozciągają się wielkie majątki ziemskie, dające pracę tutejszej ludności. My jadąc nabrzeżem, wstępujemy na atrakcyjne plaże.
Nocując na kampingach, zauważyliśmy że Portugalczycy upodobali sobie zachodnie wybrzeże.
Przeważały kampery i przyczepy z portugalską rejestracją, nasze Polskie numery – (jedyne spotkane przez miesiąc w Portugalii) wywoływały wielkie zdziwienie.
Costa Dourada okazało się pięknym miejscem na odpoczynek. Miejsca były ustronne, woda ciepła a fale większe. Piękne i piaszczyste plaże leżały przeważnie przy ujściach rzek. Dojeżdżając do Lizbony, zawitaliśmy z wizytą na półwysep Troia. Miasto przerosło nasze oczekiwania, takie Las Vegas Portugalii. Zawracamy i przejeżdżając przez Lizbonę kierujemy się na Cabo de la Roca. Najdalej wysunięty na zachód punkt stałego lądu Europy. Skalne nabrzeżne, dwukrotnie wyższe niż na Cabo de Sao Vicente, wysokie na 144 m. wygląda imponująco.
Ciężko nam wyobrazić sobie szczyt sezonu na tym kawałku skały. Kręte górskie drogi, to prawdziwy poligon dla kierowców, szczególnie wielkich turystycznych autobusów. Wspaniałe widoki i wrażenia pozostaną nam na długo w pamięci. Wracamy w kierunku Cascais, skąd rano ruszymy do Lizbony.
Pyra i Sadzeniak
Koniec cz.III